wtorek, 5 listopada 2013

Ostateczny koniec lata - stopem na Lju... gdzieś tak na południe


Jestem z powrotem. Przygoda, jak przewidywałem, była, tylko zupełnie inna niż się spodziewałem. Od razu mówię, że nie udało mi się dojechać do Słowenii, gdyż niemal wszystkie moje nader przyjazne nagabywania miną i gestem rozbijały się o nieczułość czeskich kierowców. Do tego dołożyło się wczesne zapadanie ciemności (chyba jednak dzień zmiany czasu na zimowy powinien być ostatnim dniem sezonu na stopa) oraz niemal równoczesne z przejściem października w listopad załamanie pogody. Ja się jednak nie załamywałem i przez kolejne dni usiłowałem złapać okazję do Austrii, nie zniechęcony zbyt dużą jak na gust autostopowicza ilością autostrad ani nawet czeskimi panami policjantami i ich zabawnymi mandatami. Gdy jednak zbliżał się czas powrotu, a ja wciąż tkwiłem w tym samym miejscu, musiałem w końcu przejść przez drogę i stanąć przy jej drugiej stronie. Nie zobaczyłem się więc niestety z Olą ani nie poznałem bliżej Ljubljany, za to nawiedziłem urokliwe cieszyńskie okolice Martyny oraz z pomocą Szarki i Andreja poczułem naprawdę niezwykły klimat Brna.


Wykorzystałem też do końca ostatki babiego lata (i co z tego, że głównie na sterczenie przy jezdni?), doszedłem do kilku ciekawych wniosków i teraz, gdy za oknem ostateczne zimno i plucha, mogę z czystym sercem zabrać się za ich spisywanie. Przy tym robię to rozkoszując się wszystkimi małymi udogodnieniami, o których zwykle się zapomina, i lepiej rozumiejąc, po co jest rutyna codziennego życia - ale więcej o tym przy następnym, bliższym opisie autostopowego spontana w Halloween.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Matiusza jazdy w różne strony -> http://www.kolodrogi.blogspot.com