wtorek, 27 grudnia 2016

Cypryjskie postscriptum

Już mniej więcej wiecie, jak jest na Cyprze (a jeśli wciąż nie wiecie, możecie to szybko nadrobić dzięki małej tetralogii filmowej na moim kanale: dla ułatwienia część pierwsza tutaj). Robienie filmików z wyjazdów uwolniło mnie od jakiegoś wewnętrznego przymusu trzymania się ścisłej chronologii, powierzchownej obiektywności i objaśniania wszystkiego we wpisach. Jak było, widać na wideo, gdzie obraz i dźwięk dopowiada to, co nie padło z moich ust, a może nawet mówi dużo więcej niż słowa. Teraz mogę się skupić na jeszcze paru subiektywnych impresjach.

Na początku była Larnaka. A w Larnace były Święta.
Prawosławne co prawda, więc nieco później niż nasze, lecz nic to nie ujmowało 
z ich uroku; za to bezpośrednia bliskość Ziemi Świętej 
jeszcze przydawała im magii i autentyczności.







Potem była Napa. Ayia Napa.
W Napie nie było nic, bo nie było już sezonu, 
w którym ten skrawek Cypru staje się Ibizą.
A jednak namacalna pustka może stać się atrakcją samą w sobie.






Jeszcze subtelna gra historii i natury wśród ruin we wszelkich wydaniach...

 







... zaś na koniec każdego dnia - niespodzianka- zachód słońca.
Za każdym razem inny. Za każdym razem cudny.





Potem słońce znów wstanie i będzie go dużo.
A "barwy ze słońca są"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Matiusza jazdy w różne strony -> http://www.kolodrogi.blogspot.com