wtorek, 8 października 2013

The Tall Ships` Races 2013: Część I - Preludium

Poprzednio pisałem, że jednym z celów tego bloga będzie uporządkowanie chronologii wydarzeń.
Cóż, zaczynając od opisu właśnie tej wyprawy trochę sobie to założenie komplikuję. Czuję jednak, że właśnie od niej chcę zacząć, więc na bok wszelkie sentymenty do dobrej organizacji. 






Skąd ta komplikacja? Otóż przygoda zaczęła się, gdy wraz ze swą siostrą Dagmarą stanęliśmy z podniesionym kciukiem przy jednak z podwarszawskich dróg rankiem 26 lipca. Teoretycznie - środek wakacji. W tym sezonie byłem już wcześniej na Krymie i w Niemczech, później też nie siedziałem w miejscu, więc nie piszę ani od końca, ani od początku. Dla mnie jednak był to początek małej nowej epoki. Na drugi dzień po powrocie z Niemiec po licznych przebojach obroniłem pracę dyplomową i tym samym ukończyłem jedne studia, zaś na dzień przed wspomnianą datą dokonałem wpisu na kolejne. Jeszcze tego samego popołudnia siedziałem w pociągu do Warszawy, gdzie noc przed wyjazdem spędziliśmy u drugiej z moich sióstr.


Do Rygi, gdzie miał się rozpocząć ostatni etap tegorocznych The Tall Ships` Races, czyli Regat Wielkich Żaglowców, nie jechaliśmy jednak w ciemno. Jakiś czas wcześniej, gdy trwoniłem chwile mej cennej młodości na poprawianiu w nieskończoność owej pracy, której prawdopodobnie nikt oprócz komisji (i to niecałej) nie przeczyta, najbardziej podtrzymywała mnie na duchu nadzieja natychmiastowego po jej ukończeniu wyrwania się z ciasnego pokoju sprzed migoczącego ekranu i rzucenia się w przygodę jak najbardziej kontrastującą z poprzednim stanem. Czy mogło coś bardziej odpowiadać temu zamierzeniu niż żegluga po zimnym, często niespokojnym morzu?





W chwilach przerwy lub zwątpienia nawigowałem więc po Sieci, szukając jakiejkolwiek możliwości zaciągnięcia się na pokład. Pomny przygody sprzed kilku lat, kiedy również wraz z siostrą udało się nam w ostatniej chwili znaleźć sponsora naszego udziału w The Tall Ships` Races 2011 (o czym innym razem), byłem zdeterminowany by dopiąć swego. Niestety, w tym roku odzew na listy sponsorskie był znikomy. Przeglądając jednak w ostatnich dniach przed regatami strony statków umieszczonych na liście startowej natrafiłem na ogłoszenie organizacji DSI Andromeda, które wyglądało jak oferta wolontariatu. Tekst był po duńsku, jednak z pomocą internetowego tłumacza udało mi się ustalić, że rzeczywiście dotyczył naboru załogi. Wymaganiami były głównie odpowiedni wiek, dostosowanie się do zasad panujących na statku Skonnerten Jylland (który jest jakby pływającą szkołą dla młodzieży z trudnościami społecznymi, więc także do niepicia i niepalenia) i jakieś doświadczenie żeglarskie poparte patentem. Jako że jestem posiadaczem tego ostatniego, postanowiłem spróbować. Napisałem do kapitana, że co prawda nie mówię po duńsku, ale może dogadamy się po angielsku, przedstawiłem moje doświadczenie i zadeklarowałem gotowość i chęć pomocy w pracach żeglarskich. Po paru dniach ciszy kapitan odpisał, że właśnie wpłynęli do portu i że jestem mile widziany na pokładzie, jednak muszę pamiętać, że jest to wolontariat, w związku z czym oprócz własnej koi i wspólnych posiłków nie może zostać mi zapewniona żadna wypłata ani zwrot kosztów podróży. Nie był to jednak dla mnie problem, gdyż ceny za jeden etap Tall Ships` Races  zwykle wahają się od kilkuset euro do prawie półtora tysiąca funtów. Transport też nie wydawał się problemem, gdyż słyszałem że Ryga to dobry kierunek na autostop, a meta i wielki finał miały się odbyć w Szczecinie, gdzie zresztą mam rodzinę. Zgodziłem się więc bez wahania.




Już wkrótce - mój dom

Gdy tylko moja młodsza siostra, Dagmara, usłyszała, że udało mi się zaciągnąć, od razu zapytała: "a nie powiedziałeś im, że masz siostrę?". Odparłem, że na razie nie, gdyż nawet nie wiedziałem, czy będzie w tym terminie wolna (też w te wakacje wpisywała się na studia), poradziłem jej jednak, aby sama spróbowała napisać do kapitana. Niebawem to uczyniła, i choć nie ma żadnego żeglarskiego patentu, a jedynie "dobre chęci i nie narzeka" (z jej maila), okazało się to wystarczające. Tak więc ludzie - da się.




Rosyjski "Sztandart", którego już niedługo mieliśmy ujrzeć

Na kolejną część przygody (ekspresową przeprawę autostopem do Rygi) zapraszam już wkrótce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Matiusza jazdy w różne strony -> http://www.kolodrogi.blogspot.com