wtorek, 16 października 2018

Dziennik z podróży jak najdalej. Dzień 0, 13 X 2018, sobota

Coś się kończy, coś się zaczyna







"Trzeba się obudzić", pomyślałem.

Była prawie dziesiąta, co nie znaczy, że spałem długo. Położyłem się jakoś przed siódmą, po odwiezieniu grupy na lotnisko. Wcześniej też było co robić, gdyż pożegnalny wieczorek gładko przeszedł w nocne rozmowy o życiu w kameralnym gronie. 
  
Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. "Nieważne o której wstaję" - powiedział ktoś - -"budzę się zawsze koło południa".
  
Śniadanie, pakowanie i dłuższa chwila w lobby z pozostałą do ogarnięcia papierologią. Dziś jest Dzień Zero - zaraz ruszam w moją wielką podróż, ale właściwie jestem jeszcze trochę w pracy. Dzień Zero także dlatego, że jakoś ładniej będzie zgrać Dzień Pierwszy z początkiem tygodnia.




Jeszcze nostalgiczna wędrówka po centrum Malagi i już jestem w innym świecie, 
w starym domu powoli odzyskiwanym przez Kristophe'a. Rozpadająca się stara willa, jedna z wielu jaką swego czasu w okolicy zbudowali bogacze dla swoich kochanek, jest od kilku lat własnym sumptem remontowana i wypełniana meblami odratowanymi spod śmietników przez tego couchsurfera. Kristophe wraz ze swoim partnerem chcą stworzyć w niej dom otwarty dla różnej maści wolontariuszy, joginów, podróżników 
i innej maści pozytywnie zakręconych. Na razie miałem prawie całą tę oazę dla siebie, włącznie z dachowym tarasem na którym zjedliśmy przepysznie prostą kolację 
z widokiem na zamek Gibralfaro. Chwilę później, otulony dochodzącym przez drzwi balkonowe mojego pokoju aromatem nieodległego morza i porastającego barierki jaśminu, zapadłem w sen jak kamień w czarną otchłań oceanu.


Une immense espérance a traversé la terre
Une immense espérance a traversé ma peur



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Matiusza jazdy w różne strony -> http://www.kolodrogi.blogspot.com